Dzień w którym wrzucili moją wewnętrzną meduzę z powrotem do wody.
Czasami tak jest że nie spodziewasz się kiedy ktoś podejdzie, podniesie Cię i włoży z powrotem do wody. Czasami nawet nie zdążysz wyrazić wdzięczności, nawet nie umiesz, a już płyniesz, w środku nowe uczucie, takie dziwne, nie codzienne, że jak to mnie ? Że jak to – Oni ? hmmm
Ten weekend spędziłem, jak się okazuje z grupą przyjaciół, którzy nie do końca chyba świadomie sprawili że moja perspektywa na świat uległa pewnej transformacji. O dziwo to spotkanie, niepozorne, tematyczne, otworzyło szerzej oczy mojego serca na ludzi, moja skorupka jakby lekko zaczęła pękać i mogę chyba śmiało mogę powiedzieć, że dał mi on więcej energii i poczucia bycia ważnym i potrzebnym niż jakiekolwiek szkolenie wcześniej (a było ich sporo).
Czuje się trochę jak meduza, lekko wysuszona, świeżo wrzucona do wody, powoli zbierająca energie, z pewną dozą ostrożności i ogromną nadzieją na każdy następny dzień. Nie wiem czy fale ogromnego morza poniosą mnie już do raju meduz, czy trafię na kolejną plażę, w której znowu będę czekał na dobrego człowieka, dla którego ważne będzie życie każdej meduzy z osobna. Ale to uczucie które mam w sobie teraz, tych fal, energii i nowych sił, pozostanie we mnie na długo, a świadomości jak może wyglądać moje życie nie odbierze mi nikt.
I chciałbym żeby wzięli mnie na hol, może za rękę, może popchnęli, ale przecież meduzy nie mają rąk, mogą tylko zaczekać, mogą tylko wskazać drogę, ale czy przemierzając dno oceanu zawsze wybiorę tę właściwą, czy nie przysłonią mi celu sklepiki z emocjami lepszych, szybszych zysków ?